Nawiasem mówiąc, ostatnio zastanawiałam się dlaczego w każdym moim poście nawiązuję do pracy. I dotarło do mnie, że poza pracą i snem nie robię ostatnio nic innego. Totalny brak wolnego czasu i życia prywatnego.
P O R A Ż K A
Ad rem
Przedstawiam Wam mojego serdecznego przyjaciela, którego poznałam dosyć niedawno, ale od razu się pokochaliśmy i zostaliśmy parą nierozłączną.
Krem do rąk z ekstraktem z bawełny - [moja ukochana] Ziaja
"Intensywna ochrona skóry rąk narażonych na częsty kontakt z detergentami oraz wrażliwych na wiatr, mróz, zmiany temperatury.
Działanie:
- wzmacnia funkcje ochronne naskórka
- wygładza i uelastycznia skórę dłoni
- likwiduje uczucie szorstkości."
Tyle od producenta. A teraz ode mnie.
Szukałam kremu do rąk do pracy [a jakżeby inaczej...], przy czym kierowałam się głównie ceną, bo zużywamy go z dziewczynami w ilościach hurtowych.
Znalazłam go w Hebe, kosztował mnie całe 3,99 i muszę stwierdzić, że to było najlepiej wydane 3,99 w ciągu ostatnich tygodni.
Moje ręce są w ciągłym kontakcie z wodą, chemią gospodarczą i niestety z nożem [mówiłam już, że mam na drugie imię pierdoła?]. Taka kombinacja skutkuje tym, że łapki me są pociachane, przesuszone i szorstkie. Ten krem idealnie sprawdza się u mnie bo:
-całkiem przyzwoicie nawilża,
-jest neutralny, nie wywołuje pieczenia, swędzenia i nie utrudnia gojenia ran,
-zawiera silikony, co zapewne niektóre z Was zniechęci, ale u mnie jest to na plus, dzięki czemu tworzy warstwę ochronną
-błyskawicznie się wchłania.
Chcę podkreślić, że to nie jest głęboko regenerujący krem, nie nadaje się np. na noc pod bawełniane rękawiczki, czy też na siarczyste mrozy.
Także dziewuszki, jeżeli macie tak samo pracowite rączki jak ja, to z czystym sumieniem polecam!
Udanego weekendu Wam życzę,
buźka!